Jak tworzyć content, który sprawia, że jego odbiorcy po wielu latach zaczepiają Cię na ulicy i mówią, że do tej pory rzucają kwestiami dialogowymi z Twoich produkcji czy nucą nagrane przez Ciebie piosenki? Posłuchaj Marka Hucza i Janka Jurkowskiego – założycieli G.F. Darwin!

Aby używać odtwarzacza, niezbędne jest wyrażenie zgody na przechowywanie plików cookies powiązanych z usługami odtwarzaczy. Szczegóły: polityka prywatności.

Tak, zgadzam się.

Słuchaj Treściwego Podcastu na swojej ulubionej platformie

Przeczytaj podcast

Marcin Cichocki: Cześć moi drodzy! Witam Was bardzo serdecznie w Treściwych Wywiadach w Treściwym Podcaście. Dzisiaj moi goście są wyjątkowi, bo spoza naszej marketingowo-biznesowo-sprzedażowej bańki. Goszczę dzisiaj Marka Hucza i Janka Jurkowskiego, twórców Grupy Filmowej Darwin, która istnieje już od 10 lat w szeroko rozumianym internecie, głównie na YouTubie. 

Grupa Filmowa Darwin nagrała do tej pory około 200 filmów krótkometrażowych, które są dostępne zarówno na ich YouTubie, jak i na platformie TVN Player. Liczby odtworzeń idą w setki milionów, a na Patronite zebraliście już ponad 1,6 miliona złotych. 

Dodam jeszcze, że wasze media społecznościowe obserwuje obecnie ponad 160 tysięcy osób i do tej pory współpracowaliście m.in. z Gonciarzem, Edytą Olszówką, Jackiem Braciakiem, Marcinem Dorocińskim czy z takimi markami jak Sony, Intel, Orange, IKEA czy Netflix. Czy o czymś nie wspomniałem?

Marek Hucz: Dzień dobry. Jesteś perfekcyjnie przygotowany, wiesz o nas więcej niż my sami. 

Marcin Cichocki: OK, super. Bardzo się cieszę, że przyjęliście zaproszenie do Treściwego Podcastu i porozmawiamy sobie trochę na tematy inne niż raczej te, na które najczęściej  się wypowiadacie w sieci. Mam przynajmniej taką nadzieję, że te pytania, które przygotowałem, nie będą generyczne. 

Jak powstała Grupa Filmowa Darwin?

Porozmawiamy o content marketingu (szeroko rozumianym) i też zahaczymy nieco o biznes. Zacznijmy może od początku, od tego, jak powstała Grupa Filmowa Darwin?

Poznaliście się na uczelni, w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej i jeszcze przed jej ukończeniem stwierdziliście, że coś trzeba zrobić z tą Waszą przyjaźnią, zażyłością i zaczęliście tworzyć krótkie skecze. I tak to się zaczęło. No i teraz pytanie: kiedy zdaliście sobie sprawę z tego punktu zwrotnego, że Wam to wychodzi ponadprzeciętnie dobrze, że ludzie to chętnie oglądają, że Wam to sprawia frajdę i że chcecie wejść krok wyżej i zacząć to robić w sposób profesjonalny i na tym być może w przyszłości zarabiać.

Jan Jurkowski: W teorii, to od początku chcieliśmy, żeby to było jak najbardziej profesjonalne, ale kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że ludzie to oglądają? To mam wrażenie, że dosyć późno. Już nie wiem, czy to był pierwszy rok, czy pierwsze dwa lata, ale przez wiele miesięcy mało kto nas oglądał. 

Nie mogliśmy sobie wtedy pozwolić, żeby robić to na pełny etat tak jak teraz,  zresztą już od kilku lat, bo po prostu musieliśmy jakoś sobie zarabiać na życie. Spotykaliśmy się na kilka dni, np. był jeden taki rok, w którym spotkaliśmy się na kilka setów zdjęciowych, no i później musieliśmy się rozjeżdżać, bo każdy musiał z czegoś żyć. Potem się przenieśliśmy do Warszawy i tam sobie daliśmy rok, że jeżeli w ciągu tego roku nic się nie ruszy, nic nie drgnie, nic nie zadziała, nie zażre w tym naszym Darwinie, to wtedy sobie pomyślimy co dalej. Zastanowimy się, czy to dalej ma sens. 

Całe szczęście wtedy mniej więcej gdzieś po pół roku Marek wpadł na pomysł Wielkich Konfliktów no i to był taki punkt zwrotny. Gdyby nie Wielkie Konflikty, to myślę, że ani Gonciarz by nas nie zauważył i nie zaprosił do Beczki i inne rzeczy też by się nie wydarzyły. One się tak przebiły. Wcześniej robiliśmy Wielkie Budowle, Mistrza Motyla, Ludwika Montgomery’ego i Wielkie Pytania Polskie, Zaginione Poematy Juliusza Słowackiego – to były takie naprawdę fajne, sympatyczne wygłupy, do których się zawsze staraliśmy przykładać, ale tam nie było żadnego biznesplanu.

Marek Hucz: Tak, to były początki i faktycznie, po tym roku, o którym mówił Janek, gdzie te Wielkie Konflikty zrobiły nam dużo wyświetleń, podjęliśmy decyzję, że odpalamy drugi kanał, na którym zaczniemy od Wielkich Konfliktów. Stary kanał oczywiście zostawiliśmy. On jest dostępny do dziś , nazywa się Archiwum Darwina. To jest taka piaskownica, w której uczyliśmy się chodzić. I tak, to był ten moment, no i tam (na nowym kanale) już zaczęliśmy robić więcej.

Jan Jurkowski: Tak, no trochę było tak, że to był w sumie jakiś plan, że to będzie jakiś nowy etap. Otwieramy ten nowy kanał, tego Darwina, przenosimy 8 pierwszych Konfliktów, które oryginalnie opublikowaliśmy na pierwszym kanale. Z Nowym Rokiem na nowy kanał wrzucamy stare Konflikty, będziemy kontynuować tę serię, odpalamy też serię Shorty Darwina i równolegle odpaliliśmy Dziennik Internetowy. Czyli tak naprawdę od początku interesowało nas jak największe zróżnicowanie w tej naszej twórczości, żeby było dla każdego coś innego. 

Marek Hucz: Jeśli chodzi w ogóle o element zarobkowy tego wszystkiego, to on się pojawił u nas bardzo późno, to znaczy my w ogóle biznesowo zawsze mieliśmy to dziwnie poklejone. Jak już odpaliliśmy nowy kanał, Wielkie Konflikty jakoś tam poszły, ja nie wiem, ile lat minęło, zanim my tak naprawdę zaczęliśmy robić to na pełny  etat, że mogliśmy tylko z tego brać pieniądze, żeby jakoś tam żyć. To mogło być 4-5 lat nawet, nie wiem.

Jak Jurkowski: Szczerze mówiąc, ja do dzisiaj coś tam sobie pogram w teatrze.

Marek Hucz: No wiadomo, dodatkowo to zawsze, ale tak, że wiesz, gdybyś nie miał tego teatru, to w razie czego jesteś w stanie się utrzymać.

Jan Jurkowski: Mam wrażenie, że był jeden taki złoty moment, w którym nagle odpaliliśmy sklep i też AdSense trochę podskoczył i mam wrażenie, że to był taki pierwszy moment, i to już lata temu, w którym poczuliśmy, że to się jakoś zaczyna kręcić i że możemy realizować więcej produkcji, dzięki temu, że mamy jakieś bezpieczeństwo finansowe.

Marcin Cichocki: Wspomnieliście o 5 latach, to kupa czasu. Musieliście być bardzo zdeterminowani i pewni tego, że w końcu to pyknie. 

Marek Hucz: Wiesz co, trochę nie do końca, to znaczy jak mówisz „zdeterminowani i byliśmy pewni, że w końcu to pyknie”. To w jakiś sposób dla nas zaczęło działać już po tych dwóch latach, kiedy Wielkie Konflikty zrobiliśmy. Nie wiem, czy to były dwa, czy trzy lata, wydaje mi się, że dwa. 

Pierwsze dwa lata były pełne determinacji i pełne pracy w innych miejscach. Tylko my mieliśmy z tego fun. My nawet jak wiedzieliśmy, że ktoś tego nie ogląda, to nas mega jarało, że możemy to zrobić. My od zawsze chcieliśmy robić filmy i nagle mogliśmy je robić i to było super. I tak jak nagle nakręciliśmy Wielkie Pytania Polskie, których nikt nie oglądał, zrobiliśmy jedną serię 12 odcinków, która też była nagrana w dwa dni, bo to były bardzo proste rzeczy, ale tak jakby mimo wszystko coś nam się w tym spodobało, że zrobiliśmy drugą serię, która miała też ileś odcinków. 

Nas wtedy, w tym czasie, zanim jeszcze zaczęliśmy na tym zarabiać, albo zanim były większe wyświetlenia itd., to nas po prostu karmiło robienie filmów, zresztą to cały czas jest, i realizowanie własnych pomysłów, bo to jest najpiękniejsza rzecz, jaką twórca może zrobić.

Biznes a pasja

Marcin Cichocki: Mówi się, że grunt, żeby tworzyć coś z pasją, a pieniądze przyjdą same. I w zasadzie po części tak chyba u Was to się sprawdziło.

Marek Hucz: Myślę, że do tego, o czym mówisz, że trzeba robić coś z pasją, a pieniądze przyjdą same, dobrze byłoby dodać jeszcze jeden taki podpunkt – ale edukujcie się finansowo. 

Jan Jurkowski: Tak, bo to nie jest taka prawda, którą bym polecał innym ludziom i zapewniał ich, że na pewno, jak będziecie tylko kochali to, co robicie, to pieniądze przyjdą, bo różnie może być. U nas rzeczywiście się jakoś to udało.

Marek Hucz: My jesteśmy bardzo specyficzni, jeżeli chodzi w ogóle o tego typu działalność, ponieważ my robiliśmy na YouTubie rzeczy, które były za drogie na YouTube’a i to tak zwiększaliśmy poprzeczkę tego, że coś jest za drogie na YouTube z roku na rok. I gdyby nie Patronite i to, że widownia nas od pewnego momentu wspiera i nic nie mówi na te nasze chore pomysły pt. zróbmy odcinek za 100 tys. złotych i opublikujmy go na YouTube, albo za 50 tys. złotych, różnie się stawka tych finansów przesuwała, to byśmy nie mogli tego robić i te rzeczy w ogóle by się nie pojawiły na YouTube. 

Bo prawdopodobnie, gdyby nie to, że my się spotkaliśmy z Jankiem, że udało się spotkać tylu fajnych ludzi po drodze, którzy uwierzyli i razem szliśmy w tym kierunku, to takie rzeczy by nie powstawały, no bo jak? Ja mam tutaj wydać te pieniądze i one nigdy do mnie nie wrócą? Wiesz, biznesowo to jest bardzo sytuacja takiego grajka z kapeluszem u nas.

Marcin Cichocki: Strzelanie z armaty do muchy.

Marek Hucz: Tak, dlatego wspomniałem o tej edukacji finansowej i biznesowej. Ona z jednej strony może być niszczycielem dobrej zabawy, kiedy masz super pomysły i chcesz robić rzeczy, ale z drugiej strony, jeśli Ty się wykształcisz, albo masz kogoś z boku, kto Ci powie: no dobra, to jest super pomysł, ale tu się zatrzymajmy i wykorzystajmy ten pomysł, ale gdzie indziej, żeby potem móc robić kolejne pomysły. Wiesz, to jest wiedza, do której my teraz gdzieś dochodzimy. Bo byliśmy przez te sześć lat w takim amoku spełniania marzeń, robienia filmów i wiesz, takiego bardzo dużego zakręcenia. Ja uważam, że to jest równie ważne, jak pasja. Taniec na tej linie jest mega trudny.

Marcin Cichocki: No tak, myślę, że bylibyście w innym miejscu, gdybyście mieli kogoś, kto by spojrzał na to z boku. Kogoś, kto miały jakiś background biznesowy.

Jan Jurkowski: To na pewno.

Marek Hucz: To na pewno, pytanie tylko, czy byśmy w tamtym czasie, biorąc pod uwagę to jakimi byliśmy ludźmi, czy bylibyśmy w stanie tę wiedzę przyjąć i coś z tym zrobić. Mam wrażenie, że pojawiało się na naszej drodze kilka osób, które wyciągały do nas rękę, pt. poukładajmy to jakoś bardziej, ale my zawsze jakoś nie potrafiliśmy w to wskoczyć razem. 

Myślę, że duża część naszego charakteru w tamtym czasie sprawiła, że robiliśmy w takim tempie, a nie w innym. Ale tak, uważam, że gdyby ktoś się pojawił, może nawet jeszcze teraz się gdzieś pojawi i to może będzie inaczej, kto wie…

Czy macie strategię marketingową?

Marcin Cichocki: Już wspomniałem na początku o tym, ile rzeczy robicie, natomiast jeszcze tak pokrótce, dla przypomnienia, bo niektórzy mogą słuchać wybiórczo, prowadzicie dwa kanały na YouTube, sklep, Patronite, napisaliście książkę, podłożyliście głos pod postać z bajki Ainbo – strażniczka Amazonii, spotykacie się z fanami, gościnnie uczestniczycie w podcastach, wywiadach, różnego rodzaju wideo i do tego musicie jeszcze trochę wygospodarować tego czasu na to produkowanie, wymyślenie, zmontowanie kolejnych produkcji. 

No i właśnie, jak te wszystkie działania  Wam się spinają biznesowo i które działania według Was obecnie są takimi najskuteczniejszymi driverami biznesowymi. W których działaniach pokładacie największe nadzieje na przyszłość? No i jeszcze dopytam, zanim odpowiecie, czy te wszystkie działania, które robicie obok produkcji wideo, czy to jest stworzone na bazie jakiejś konkretnej strategii marketingowej, czy tak bardziej ad hoc?

Marek Hucz: Słuchaj, nie ma co ściemniać. Chyba nie mamy jakiejś strategii marketingowej. My trochę sprawdzamy różne rzeczy i myślę, że to jest główny powód, dla którego po dziś dzień  nie mamy inwestora, nie mamy kogoś, kto by wszedł z kapitałem i powiedział: róbta pieniądze, róbta to, co robicie, róbta pieniądze. 

My ciągle szukamy tej swojej drogi. To jest jak z każdym biznesem, powiedzmy, influencerskim. Jeżeli jesteś w danym momencie bardzo aktywny w mediach społecznościowych i dużo robisz i dostarczasz ludziom treść, która im sprawia przyjemność, no to faktycznie oni mogą Ci się odwdzięczyć zakupem w Twoim sklepie, kupnem książki itd. 

My ostatnie dwa lata jesteśmy znacznie mniej aktywni na YouTubie, więc sklep, pierwsza książka , która jest, to są produkty, które są, ale one przez nas nie są aktywnie promowane, więc nie ma też z tego dużych wyników. To jest jedna rzecz. 

Mam wrażenie, że mówię bardzo naokoło, zadałeś konkretne pytanie, a ja teraz wpływam w różne strony. Wrócę do tej strategii biznesowej, to znaczy  my mieliśmy jakieś zarysy strategii biznesowych. One różnie wyglądały na różnych etapach. Ostatni taki zamysł, z zeszłego roku, był taki, że robimy teraz trochę mniej na YouTubie, ponieważ szykujemy się do rzeczy większych, wyjdziemy poza YouTube, ponieważ tam dobiliśmy już głową do sufitu, jeżeli chodzi o budżety, produkcję i w ogóle to, co chcemy robić dalej. 

Porobiliśmy trochę reklam, mamy trochę doświadczenia, więc odpalimy studio, będziemy produkować jakieś reklamy i jakieś przeróżne realizacje dla klientów. A my będziemy sobie robić najważniejsze rzeczy, czyli pisać scenariusze, pisać kolejne historie i dążyć do realizowania ich w dużej formie. To była strategia, to był pomysł. 

Tylko ten pomysł w momencie realizacji okazał się troszkę bardziej chybiony, bo okazało się, że jeśli chcemy faktycznie rozkręcić to studio, żeby ono działało, to trzeba temu poświęcić mnóstwo czasu. I tu mieliśmy takiego małego zonka, bo stwierdziliśmy, że trochę nie po to chcieliśmy to robić. To znaczy chcieliśmy, żeby studio było dodatkiem, a my mieliśmy robić inne rzeczy. 

Biorąc pod uwagę kontrolę jakości i to, że jeszcze nie mamy tak rozwiniętego zespołu po tym czasie, co jest głównie spowodowane pewnie tym, że cały ten biznes nie zarabiał tyle, ile mógłby zarabiać, żeby mieć taki zespół, no to po prostu te plany zostały trochę zmienione. Studio, owszem działa, ale nie pozyskujemy aktywnie klientów, bo nie mamy na to czasu.ięc kiedy ktoś się do nas zgłasza, to chętnie pracujemy, ale aktywnie skupiamy się na tych najważniejszych rzeczach dla nas, czyli pisaniu tekstów, opowiadaniu nowych historii i przechodzeniu z branży YouTubowej, która jest branżą reklamową, w stronę branży filmowej, w której de facto chcemy być. 

Jan Jurkowski: Tak, bo albo jedno, albo drugie. Zorientowaliśmy się, że nie jesteśmy w stanie po prostu poświęcić obu tym gałęziom tak samo wysokiej uwagi. Musieliśmy się na coś zdecydować, a rzeczywiście taka realizacja tych wszystkich reklamowych, komercyjnych produkcji to jest praca na cały etat. 

Marek Hucz: Zwłaszcza że ten rynek reklamowy jest bardzo duży. I on tam już jest wypchany, to znaczy, żeby tam wchodzić, to trzeba naprawdę troszkę dużo pokombinować. A to jest jest energia, którą moglibyśmy tam pokombinować, ale docelowo chcemy robić filmy, chcemy opowiadać historie, czyli chcemy robić dalej to, co sprawiło, że ludzie zwrócili uwagę na nas na YouTubie, tylko trochę już w innym miejscu, na trochę innych biznesowych zasadach i z trochę innymi, nie wiem, czy zasięgami,  to jest dobre słowo, ale tak naprawdę z troszkę innymi możliwościami, których YouTube już po prostu nam nie da. 

Marcin Cichocki: Na Waszej stronie internetowej można przeczytać, że przewodzi Wam jedna maksyma: „jeśli coś nas śmieszy, jest głupie i idiotyczne, kręcimy to”. I czy faktycznie to jest ten klucz, na bazie którego wybieracie pomysły do realizacji. 

Marek Hucz: To jest tekst, który powstał przy zakładaniu strony na Facebooku 10 lat temu. 

Jan Jurkowski: Głupie i idiotyczne. Jesteśmy niezwykle tutaj błyskotliwi.

Marek Hucz: Pewnie go zmodyfikujemy. To trochę oddaje to, czym się do tej pory kierowaliśmy w kontekście tego, że przychodzi pomysł, który sprawia, że cali się zapalamy i mamy coś takiego: „Boże, to jest fajne, zróbmy to!”, to po prostu to robimy i nie wiem, piszemy scenariusz. Wcześniej było tak, że pisaliśmy krótszy tekst i realizowaliśmy go na YouTube, więc myślę, że to dalej nam przyświeca, ale chyba jesteśmy już trochę bardziej dojrzali, że nie tylko,jak coś jest głupie i idiotyczne.

Jan Jurkowski: Może bardziej na odwrót. Może właśnie w tę stronę, że jeżeli pomysł nam się podoba, to nawet jeżeli jest głupi albo idiotyczny, to i tak go zrealizujemy, bo po prostu nam się podoba, nie będziemy się powstrzymywać, nie będziemy się hamować, bo jest głupie.

Marek Hucz: I tak było na YouTubie.

Jan Jurkowski: Tak było na YouTubie. Moja ulubiona seria, dobra, może nie ulubiona, ale uwielbiam serię Zaginionych Poematów Juliusza Słowackiego. Użyję tutaj brzydkiego słowa – ja uważam, że po prostu zrobiliśmy gówno w papierku.

To znaczy, to jest taka seria tak, tak niedorzeczna, tak bezczelna,  30-sekundowe odcineczki, w których Marek po prostu stoi na polu i np. beka. Ale jest piękna czołówka, są piękne napisy końcowe, jest piękna muzyka, oprawa… i ja wprost uwielbiam tę serię, bo uważam, że to jest właśnie gówno w papierku.

To znaczy, mamy piękną oprawę niczego. Bo tak jest żart, na tym polega żart. Zwłaszcza, że on jest spójny z postacią  Słowackiego w naszym świecie, oczywiście nie mówię o prawdziwym Słowackim, tylko naszym Słowackim. Takie rzeczy. 

Marcin Cichocki: Mówicie, że takim kluczem jest to, czy dany pomysł Wam się podoba. 

Jan Jurkowski: No tak, to jest podstawa.

Skąd wiecie, czy produkcja spodoba się odbiorcom?

Marcin Cichocki: A skąd wiecie, czy dana seria, czy film spodobają się waszym odbiorcom?

Jan Jurkowski: Oj, no nie wiemy tego nigdy. Nie wiemy. Teraz możemy troszeczkę zgadywać. Po tylu latach zastanawiamy się rzeczywiście, jak.  Byli sobie Ludzie, to był trochę taki eksperyment. Trochę taki strzał w ciemno. No ale już na przykład kiedy robiliśmy Z Archiwum N, mieliśmy takie poczucie, że o, tu to może być taki pewien “smrodek” Wielkich Konfliktów.

No bo rzeczywiście mamy historyczne postaci, mamy też Rafała, mamy jakiś właśnie konflikt między nimi. Ale nie jesteśmy nigdy w stanie tego przewidzieć, jak coś się spodoba, co zażre, a co nie. Taka prawda. Dlatego nigdy tak naprawdę nie zastanawialiśmy się nad tym. 

To znaczy, mieliśmy nadzieję i wielokrotnie było tak, wielokrotnie było tak, że kurde, robiliśmy odcinek i byliśmy nim po prostu załamani, na takiej zasadzie: kurczę, on nie dorównuje temu poprzedniemu odcinkowi, no kurczę, no, tym razem się nie udało, no ja nie wiem co. No dobra, trudno, może następny odcinek będzie lepszy, na pewno się postaramy jeszcze bardziej i on będzie lepszy, no kurde, damy z siebie wtedy wszystko, mimo że teraz też dawaliśmy wszystko, ale nie wyszło. Wypuszczaliśmy odcinek no i wszyscy byli zachwyceni, komentowali: „chłopaki, najlepszy odcinek serii” i to było szokujące. My nie potrafiliśmy spojrzeć obiektywnie na coś. No bo rzeczywiście na jak moglibyśmy spojrzeć obiektywnie. I dopiero potem, po tych reakcjach patrzyliśmy, patrzyliśmy na ten odcinek, mieliśmy takie: kurcze, może on wcale nie jest taki zły, może rzeczywiście nam wyszedł.

Ja mam np. taki margines dwóch lat. Ja dopiero po dwóch latach jestem w stanie spojrzeć na odcinek i powiedzieć, naprawdę tak szczerze sam przed sobą powiedzieć, kurde on jest fajny. Przez to, że my jesteśmy w tym procesie, przez to, że my mieliśmy jakieś wyobrażenie w głowie, z tym się mierzy każdy twórca filmowy czy wideo, czy jakiś, że ma wyobrażenie w głowie, ma jakieś marzenie, ma ten ideał i on później go realizuje i to nigdy nie jest nawet w połowie tak idealne, jak było w jego głowie. Co nie zmienia faktu, że ludzie, widzowie, którzy nie wiedzą, jak miało być, i tak mogą docenić ten film.

Po prostu my mamy inną perspektywę i tak to jest. I to jest taka ciągła walka po prostu z wiatrakami: moje oczekiwania versus to, co finalnie zostało zrealizowane. I ja mam tak, że gdzieś po około dwóch latach jestem w stanie spojrzeć, bo już zapomniałem jak to miałem w głowie i już zapomniałem, jak to miało być, widzę teraz tak jakby świeży nowy odcinek i mam coś takiego: kurczę, fajne to jest, takie zabawne. Tu fajnie grają koledzy. Fajnie. 

Marek Hucz: Ja jeszcze tylko dodam, bo to też jest trochę à propos tego, że teraz w tym całym procesie tych kolejnych naszych kroków, które zmierzają w stronę właśnie bardziej fabularnych form, takich jak jakiś serial, jak film fabularny i w ogóle, to my się cały czas też uczymy i cały czas się rozwijamy i cały czas się uczymy opowiadać te historie. 

I teraz w ogóle pracujemy dużo nad większymi scenariuszami, które rządzą się zupełnie innymi prawami, one mają swoje techniczne punkty zwrotne, które muszą się pojawić, żeby scenariusz działał. Postaci muszą być odpowiednio pogłębione, bo podążamy za bohaterem. Więc pomimo tego, że 10 lat nam w tym roku minęło, jak zaczęliśmy to robić, to mamy wrażenie, no dobra, no to jeszcze tak niewiele wiemy. Na pewno wiele więcej musimy się jeszcze nauczyć, żeby to rzemiosło było lepsze.

Marcin Cichocki: Wspomniałeś Janek o tym, że dopiero po dwóch latach jesteś w stanie ochłonąć i obiektywnie, w miarę obiektywnie, bo oczywiście nigdy to nie jest w pełni obiektywne, podejść do swoich produkcji. Powiedziałeś jeszcze, że wtedy jesteś w stanie ocenić, czy one są dobre. 

Nie masz tak, że, no bo najczęściej twórcy, jacykolwiek twórcy mają tak, że, jak wracają do swoich dzieł po latach, to ciary żenady u nich występują, że stworzyli coś tak strasznego, bo patrzą na to przez pryzmat obecnych umiejętności i gdzieś tam przeszli swoją drogę, podszlifowali swój warsztat, no i najczęściej ocena starych dzieł jest oceną negatywną. A Ty wspomniałeś, że ta ocena, że ty oceniasz  dobrze te dzieła. To ciekawe, bo w sumie pierwszy raz się z czymś takim spotkałem.

Jan Jurkowski: Ja mam tak, ale to są właśnie te dwa lata, wiesz, o co chodzi, to jest ten limit też. To jest ten pierwszy moment, w którym mogę ocenić jakiś odcinek, ale też starsze odcinki już wchodzą w następną kategorię, czyli „yyyyy!”. To znaczy, jak patrzę na odcinki na starym kanale, to tak, ja bardziej wtedy biczuję się za to, że np. jakoś coś źle zmontowałem, albo za dużo ustawień kamery. Te ustawienia kamery kompletnie się jakoś nie kleją ze sobą. Patrzę na nasze aktorstwo z Markiem w Wielkich Budowlach i to też jest takie bardzo… hm, wyszliśmy ze szkoły teatralnej, gramy takimi kubłami, że to się w głowie nie mieści, ale jakoś tak mam większą wyrozumiałość. Patrzę na nas sprzed 10 lat na kanale i mam takie: „dobrze, no dzieciaki, no i dobrze, dobrze, że kręcili”. To tak jakbym był taką mamą, która mówi: dobrze, że coś robicie. 

Ale patrzę na przykład na nowy kanał. I są odcinki stare, które rzeczywiście mam takie: „a to mogłoby być lepsze, mogło być lepsze, tu popełniliśmy błąd”, ale jest masa odcinków, na które patrzę i mam coś takiego: „Boże Święty, to jest jakiś cud. Jak? Jakim cudem nam się to udało?” Ja bym dziś już nie wymyślił takich ujęć. Jak się cieszę, że mam coś takiego w swoim dorobku, że jakimś cudem wpadłem na takie rozwiązanie, że Marek napisał taki tekst, że Karol  tak sfilmował,  że jakoś to wszystko się zeszło i że się to udało. Ale to nie ma zasady, wiesz, o co chodzi. 

To też jest tak, że nie wszystkie odcinki potrzebują w moim odczuciu dwóch lat, żebym mógł je docenić. Są takie odcinki, które podobają mi się od razu. To jest bardzo rzadkie i tym bardziej cieszę się, kiedy taki odcinek powstaje, bo wiem, jakie to jest po prostu, że to graniczy z cudem, że rzeczywiście wypuszczamy odcinek i on mi się już tu i teraz naprawdę tak bez zastrzeżeń podoba. 

Jest kilka takich odcinków. Jest Pani Basia, na przykład. odcinek o Pani Basi mi się podoba i jestem zadowolony z niego, mimo że też oczywiście były momenty kryzysowe na montażu i to, co miałem w głowie, że zadziała na pewno fajnie, trochę przestało działać i musieliśmy kombinować. Detektyw Zelcer czarno biały- kino noir też jestem zadowolony, Collegium Da Vinci. 

Więc tak naprawdę to były odcinki 2020 roku paradoksalnie, czyli naszego roku lockdownego, kiedy troszeczkę się obostrzenia tam rozostrzyły i mogliśmy  w końcu wrócić na plan z tego przestoju. I te odcinki naprawdę, naprawdę mi się podobają. Jestem, jestem z nich zadowolony tak od razu. 

Marcin Cichocki: A czy to rezonuje z odbiorcami, jeśli np. odcinek podoba Ci się od razu, to najczęściej odbiorcom też się podoba, czy jest tu jakaś zależność?

Jan Jurkowski: Wiesz, co to jest bardzo różnie. Detektyw Zelcer – jestem naprawdę zachwycony tym, że udało nam się to połączyć, że wszystko tam jest szyte na miarę, że fabuła jest szyta na miarę tej parodii, że rzeczywiście mamy idealną, idealną, no wiadomo, że nie idealną, ale chodzi mi o to, że mamy rzeczywiście fajną, fajny pastisz kina noir, mamy parodie ujęć, ustawień, sposobu grania, gry światła i cienia. Mamy slapstick jak z Nagiej Broni i wszystko jest tak naprawdę w dobrych proporcjach. 

Mam wrażenie, że fabuła też jest tak uszyta, że mamy jakąś tam intrygę, mamy jakieś twisty, mamy puentę, mamy lokowanie produktu i mamy jeszcze na koniec zawiązanie tego do naszego szerszego uniwersum. I dla mnie to wszystko szyte na miarę. No a wyświetlenia były bardzo słabe, jak na nasze zasięgi w tamtym czasie były słabe i ten odcinek dalej tam jeszcze sobie próbuje coś uciułać. 

I w drugą stronę Collegium Da Vinci też mi się podoba, bo ja bardzo lubię formę, zresztą obaj z Markiem lubimy formę mockumentu. Też się staraliśmy: dwa dni zdjęciowe, a wyszedł nam jakimś cudem półgodzinny film. Nie mam pojęcia jakim cudem, bo liczyliśmy, że to będzie jakieś 15-20 minut, a wyszło pół godziny. Ale też mi się podoba odcinek i on akurat, mam wrażenie, bardzo się spodobał, skoczyły wyświetlenia, szybko doszedł do miliona. Wspaniałe. Nie ma zasady. 

Marek Hucz: I był jeszcze odcinkiem sponsorowanym do tego. Tutaj nie ma czegoś takiego jak zasada albo formuła.

Marcin Cichocki: Ok. Chciałem wspomnieć, nawiązać do tego, o czym rozmawialiśmy na początku, że wspomniałeś o tylu różnych zależnościach, których widz w ogóle nie widzi. Może widzi 10-15% tego wszystkiego, co mu przekazujecie i tych wszystkich zależności, czynników, czy fabuły, czy ujęć, czy np. lokowania produktu, czy nawiązania do uniwersum. Czy to nie jest właśnie to, że trochę, za przeproszeniem rzucacie perły przed wieprze? 

Marek Hucz:  Boże, nie. Nie uważam, że to jest rzucanie pereł przed wieprze. Po prostu uważam, że my tak chcemy robić. To znaczy, my po prostu chcemy robić fajne jakościowo rzeczy, a nasza droga została tak przez nas pokierowana i tak się to poukładało, że robiliśmy na YouTubie. I prawdopodobnie, gdyby to się jakoś inaczej poukładało i nie byłoby tego YouTuba dla nas, tylko zaczęlibyśmy robić program do telewizji zaraz po tej szkole czy tam po tych dwóch latach po szkole, to pewnie chcielibyśmy go robić dokładnie tak samo. 

Jeżeli byśmy to mieli robić tylko na Vimeo, to pewnie też byśmy chcieli robić to dokładnie tak samo, ponieważ my tak chcemy robić te rzeczy i na tym nam zależy. I tutaj, mam wrażenie, z tego może wynikać inne pytanie, w którym momencie sobie uświadomiliśmy, że to się nie skleja biznesowo i że to jest już za dużo na YouTuba? Tu jest trochę takie pytanie, to znaczy my sobie to uświadomiliśmy dosyć późno, ale to głównie przez to, że najbardziej chcieliśmy robić fajne rzeczy. Jak widownia nam dała pieniądze, to mieliśmy coś takiego, no kurde, to zróbmy coś jeszcze bardziej super. 

Jak przyszedł klient, który dał nam budżet na reklamę, to mieliśmy takie wow, możemy zrobić naprawdę fajny film z tego. I to nie jest w ogóle biznesowe podejście, bo większość osób ma coś takiego, dostaje budżet od klienta, przykładowo połowa idzie dla mnie i za tę drugą połowę zrobię. Albo połowa idzie dla mnie, albo na inwestycje, zwał jak zwał, ale za drugą połowę zrobię film. No my mieliśmy tak, że po prostu skoro mamy taki budżet, to możemy wziąć taką kamerę więcej, możemy zatrudnić tyle ludzi więcej. Możemy zrobić dłuższy film, możemy zrobić więcej dni zdjęciowych. 

Więc my od początku kierujemy się takim trochę artystycznym podejściem, artystyczno-technicznym – niech to będzie fajne. To, co do tej pory robiliśmy, to tak naprawdę nie żałuje tego, że tak to robiliśmy. 

Jan Jurkowski: Tak, ktoś mógłby na to spojrzeć, że to takie naiwne podejście marzycieli, ale ja bym nie potrafił inaczej. I też nie chcę się tutaj wywyższać, och jesteśmy takimi, po prostu ponad te finanse, ponad pieniądze. Nie, nie, nie. Jesteśmy ludźmi, musimy z czegoś żyć i w ogóle. Po prostu coś się takiego uruchamia w nas i na pewno w wielu innych też ludziach, uruchamia się, że nagle słyszą pomysł i choćby się waliło i paliło, chcą to zrobić, po prostu zrealizować.

Czy macie doświadczenie marketingowe?

Marcin Cichocki: Nie, absolutnie to nie jest naiwne. To wiecie, to jest wasza droga, nie? Wasz pomysł na siebie, więc trzeba iść tak dobrze, jak tylko możecie. Tak myślę. 

Ale zmieniając trochę temat. Czy macie jakiś marketingowy background? No bo promujecie się, gdzieś tam się pokazujecie. Wspomniał Marek o Adsach Googlowych. I właśnie, czy Wy to wszystko sami ogarniacie, czy korzystacie z jakichś usług marketing managerów, którzy wam to spinają? Jakichś freelancerów od Adsów i innych rzeczy? Jak to  wygląda?

Marek Hucz: Jeżeli chodzi o spinanie tego wszystkiego, jak spinamy te AdSensy, to wiesz co, nie. Nigdy nie mieliśmy. Nigdy jakoś tak nie patrzyliśmy na to pod kątem strategii. My się zawsze dowiadywaliśmy się późno, że jest jakaś strategia. Głównie przez to, że my po prostu chcieliśmy robić te filmy, robiliśmy te filmy i już nie było czasu na to, żeby jeszcze myśleć o takich rzeczach. 

Faktycznie jest tak, że od jakiegoś czasu mamy wsparcie i pomoc Magdy, z którą współpracujemy, jeżeli chodzi o social media i ogarnianie tych rzeczy. Po prostu spotykamy się raz na jakiś czas, gadamy o tym, co tam dalej i w ogóle. Więc tu mamy, tu mamy na pewno spore wsparcie> Jeżeli chodzi o sam AdSense, czy Adsy, jak już teraz to nazwałeś, dowiedzieliśmy się właśnie od Ciebie, że jest jakaś zmiana. 

Marcin Cichocki: Ale ja mówię adsy tak szerzej rozumiane, czyli reklamy na Facebooku, w Google, gdziekolwiek indziej, w dowolnym kanale.

Marek Hucz: To wiesz co, tego też jakoś nie używaliśmy za dużo. Tak naprawdę my mieliśmy różne przeprawy, jeżeli chodzi o MCN-y na przestrzeni tych kilku lat, bo byliśmy w kilku MCN-ach w różnych podmiotach i koniec końców doszliśmy do takiego etapu, że stwierdziliśmy dobra, chrzanić to, będziemy sobie sami sterem i okrętem. I faktycznie byliśmy bardzo długo sami. 

Chyba w tym roku wpięliśmy się tak naprawdę do Video Brothers. I oni nie są MCN-em samym w sobie. Oni po prostu bardzo fajnie pomagają zoptymalizować wszelkie kwestie związane z AdSensem, więc jakby oddaliśmy się im w taki sposób i to jest spoko i faktycznie zauważyliśmy jakąś tam małą poprawę tych wyników. I to jest tyle. Nie mamy jakiegoś tam backgroundu. I za każdym razem albo się coś za późno zorientujemy, albo nie mamy jakiejś regularności w kwestii tych sociali. Mam wrażenie, że my jesteśmy naprawdę bardzo specyficzni.

Marcin Cichocki: Czyli wcześniej to wyglądało tak, że mieliście pomysł, zrobiliście produkcję, opublikowaliście na YouTubie i co? I później sami pisaliście na Facebooku, Instagramie zrobiliśmy taką rzecz. I tyle?  

Marek Hucz: Oj tak, bardzo długo tak w zasadzie było. Po prostu wiedzieliśmy wtedy, że musimy sobie założyć jakiś fanpage, bo wszyscy mieli fanpage. Wiedzieliśmy, że w pewnym momencie, żeby Instagrama założyć, to założyliśmy tego Instagrama. Tylko my nie korzystaliśmy z tych narzędzi na zasadzie trendów, na zasadzie takich rzeczy. Nie, to zawsze, zawsze mówię, zawsze byliśmy zaskoczeni, jak ktoś coś nam mówił. 

Marcin Cichocki: Czyli w zasadzie większość, w zasadzie prawie cały ruch i cały zasięg, który zdobyliście, subskrypcje i tak dalej, cały swój dorobek, on przyszedł organicznie, w zasadzie, bez reklamowo, tylko ludzie sami was odnajdywali.

Marek Hucz: Tak.

Marcin Cichocki: To znaczy, że macie doskonały content.

Marek Hucz: To jest faktycznie coś, co było super i faktycznie to było organiczne wszystko. No bo my byśmy w ogóle pewnie nie wiedzieli, jak do kogo dotrzeć, gdzie, z czym. Pamiętam, że była era crossów na YouTubie, wszyscy się crossowali ze wszystkimi, być może dalej tak jest. Nie wiem teraz, jak ten współczesny YouTube wygląda pod kątem nowych twórców itd. 

Ale ja pamiętam, że jak przyszła era crossów, my zrobiliśmy kilka crossów. Przede wszystkim jakby więcej osób się o nas dowiedziało dzięki crossowi z Gonciarzem, który nas zaprosił do siebie. To był cross pod takim kątem, ale potem wiem, że jak wszyscy robili tego tak dużo, to my się jakoś nie potrafiliśmy w to wbić i nie chcieliśmy też się w to wbić, bo wiedzieliśmy, że rodzaj contentu, jaki robimy, jeżeli weźmiemy kogoś do siebie do odcinka, to musimy zrobić tak, żeby on super wypadł. 

Dla nas zawsze, dla nas zawsze jakimś takim punktem odniesienia był też Saturday Night Live, w którym po prostu te skecze były przewspaniałe. Więc po prostu jak nie mieliśmy jakiegoś konkretnego pomysłu, to albo nie zapraszaliśmy, albo nie robiliśmy. Mieliśmy takie podejście: chcieliśmy  robić Płachtę na byka, która miała być teoretycznie takim miejscem do takich crossów, ale tam po dwóch odcinkach, w tym jednym, który nie wyszedł, czy po trzech odcinkach w sumie, jednym, który nie wyszedł, mieliśmy coś takiego: nie, dobra. To jakby trochę w założeniach nam to nie pasuje. Trochę ma to krótsze nogi, niż myśleliśmy. 

Nie możemy powiedzieć w stu  procentach, że to było tak organiczne, organiczne, bo mieliśmy cross z Gonciarzem, który nam po prostu mega podbił. W pewnym momencie Remigiusz Maciaszek wspomniał o nas u siebie i to nam po prostu zrobiło 100 tysięcy subskrybentów w dwa dni. Więc wiesz, takie rzeczy się wydarzały, ale dużych crossów nie robiliśmy.

Marcin Cichocki: Czyli Fernando Riviera był crossem?

Jan Jurkowski: Tam był Mieciu, nagraliśmy jeszcze jeden odcinek…

Marek Hucz: … z Izaakiem. Ale go nie opublikowaliśmy, bo tekst, który my tam napisaliśmy i postacie, które wymyśliliśmy…, Izaak był super, my zobaczyliśmy te postacie i mieliśmy wrażenie, że w tamtym momencie to było 4 lata za stare. 

Jan Jurkowski: Jakoś tego nie widzieliśmy wcześniej. Po prostu dopiero musieliśmy zobaczyć nagrany materiał, żeby się zorientować, że normalnie unikaliśmy jakichś takich tematów, aktualnych, nieaktualnych. Staraliśmy się czerpać jednak z takich, powiedzmy, ponadczasowych, uniwersalnych. A tutaj nagle sięgnęliśmy po coś takiego i zorientowaliśmy się, że już się spóźniliśmy ze cztery lata i to po prostu jest nieaktualne.

Jakie korzyści wynikają z crossowania się na YouTubie?

Marcin Cichocki: Wspomnieliście o Gonciarzu, który z tego, co zrozumiałem, był taką Waszą przepustką do, powiedzmy, jeszcze większych zasięgów, do zasięgu bardziej ogólnokrajowego. Współpracowaliście też z dużymi markami jak IKEA, Netia, Sony, Intel itd. I nie tylko z Gonciarzem, ale właśnie z Jackiem Braciakiem czy Dorocińskim. 

I czy właśnie te wszystkie współprace, te crossy, czy jedyną korzyścią wynikającą, poza jakąś gratyfikacją finansową w przypadku marek, czy jedyną korzyścią było właśnie otworzenie drzwi do większych zasięgów, dostęp do jakiś prestiżowych współprac, czy jeszcze jakieś inne korzyści biznesowe zauważyliście właśnie z tej rosnącej popularności i z tego crossowania się?

Marek Hucz: Tak naprawdę to wszystko szło krok po kroku  i otwierały się jedne drzwi, otwierały się kolejne drzwi. Na pewno współprace z dużymi aktorami, to były współprace,  wiesz, bardzo takie, nie wiem, jak to powiedzieć. W sensie to nie było biznesowe, to było tak, że po prostu dowiadywaliśmy się, że na przykład ktoś nas oglądał i że mu się podobało i mieliśmy coś takiego, o to, może będziemy mogli coś razem zrobić. 

I to były zawsze takie fantastyczne spotkania, trochę dla nas, wiesz, z idolami, ludźmi, których podziwiamy. I tam nie było w ogóle żadnego, żadnej krzty biznesowej. Nawet jak robiliśmy rzeczy dla Playera, gdzie zapraszaliśmy też gwiazdy, to też wszystko było sympatyczne, nie? To znaczy, tam my też nie mogliśmy, w tamtych budżetach zaoferować jakiś niesamowitych, nawet ich stawek, które mieli. Więc to było wtedy tak.

Jan Jurkowski: Dla mnie z aktorami, właśnie jak Dorociński, Kot, Braciak, Olszówka to zawsze było takie spełnienie marzeń trochę. W Misji, to już w ogóle, wiesz po prostu Barciś, Materna, Hanna Śleszyńska, Joanna Brodzik, Joanna Kołaczkowska. Daj spokój. Zbigniew Zamachowski, no przecież myśmy do tego podchodzili dokładnie tak, że możemy spełnić swoje marzenia i dla nas to są spotkania z idolami. To są gwiazdy prawdziwe dla mnie, a nie te na niebie. 

Marek Hucz: Tak więc, jeżeli chodzi o biznesowe  współprace, to jak mówię, ja tego tak nie traktuję, ponieważ to jest bardzo, bardzo po prostu branża reklamowa, to znaczy masz zasięgi, ludzie cię oglądają, przychodzą marki. I tutaj nie robiliśmy żadnego kroku, pod tytułem otwórzmy spółkę, róbmy tego więcej, monetyzujmy to i jakby ciśnijmy, bo my też wiedzieliśmy, jakie mamy możliwości wewnętrzne i co robimy itd. 

Marcin Cichocki: No dobra, to jak dbacie o utrzymanie poziomu? Bardzo wyśrubowanego poziomu produkcji. Jak o to dbacie? Macie jakieś checklisty czy po prostu wszystko organoleptycznie weryfikujecie, że to powinno być tak według Waszego zamysłu artystycznego?

Marek Hucz: Przez specyfikę tego, w jaki sposób to robimy, to jesteśmy na każdym etapie produkcji i na każdym etapie możemy to kontrolować i od ziarenka do bułki  jesteśmy w stanie to wszystko kontrolować. Więc jak to wygląda? Nie ma tu jakichś wielkich checklist. Znaczy, checklisty są, po prostu my mamy ten swój proces produkcji. I dzięki temu idziemy dalej. Jeżeli wiemy, że wszystko jest okej, możemy iść dalej. Jeżeli mamy fajną lokację, to kręcimy. Jeżeli nam się lokacja nie podoba, to nie kręcimy. I to w sumie wygląda w ten sposób.

Marcin Cichocki: Czyli jesteście na każdym etapie obecni, nie macie jakichś takich procedur, a jednocześnie przez to w sumie stajecie się wąskim gardłem tych produkcji, bo jesteście obecni na każdym etapie.

Marek Hucz: Tak, absolutnie. Mamy świadomość tego bycia wąskim gardłem i, ja o tym mówiłem trochę wcześniej w naszej rozmowie, że to wszystko jest kwestią poszerzenia zespołu, żeby znaleźć ludzi, którzy wyznają tę samą jakość. I tych ludzi jest oczywiście bardzo dużo. I naprawdę fantastycznych ludzi, tylko potem sprowadzamy się do tego, że jeżeli chcesz mieć fantastycznego człowieka przy sobie, musisz mu zapłacić i musisz mieć dla niego projekty. 

To jest takie błędne koło małych produkcji i małych firm. I tak naprawdę tego, co my w ogóle dostarczamy i co my robimy, i dla kogo i za ile i jakie to przynosi pieniądze potem, to już jest po prostu taki biznes. 

Jak dbacie o swoją markę?

Marcin Cichocki: No dobra, a jak dbacie generalnie o swoją markę? Bo dość bardzo częstym widokiem jest to, że marki, które zdobywają już jakieś zasięgi, zaczynają robić coś, co szeroki odbiorca, mówiąc brzydko, ogląda, konsumuje, jemu się to podoba, to później, w pogoni za coraz większymi zasięgami bardzo często te marki rozmieniają się na drobne. Czyli brną w demagogię, w średniość, w klikalność, w clickbaity – właśnie w pogoni za tą uwagą, za tymi kliknięciami. 

No i w sumie Wy już powiedzieliście, wybrzmiało to wielokrotnie, jak się przed tym bronicie, ale może jeszcze, może jeszcze raz, dość precyzyjnie powiedzcie, jaką macie receptę na to, żeby nie być takim. Nie iść w tę średniość.

Jan Jurkowski: Tutaj trochę jest tak, że nie ma złotego środka. Nie zadowolimy wszystkich. Nie obronimy się przed takimi zarzutami ze wszystkich stron. Dla niektórych rozmienieniem się na drobne, i to już słyszeliśmy takie zarzuty, była w ogóle współpraca np. z Playerem, czyli Wielkie Teorie Darwina. To już było rozmienienie się na drobne, to było sprzedanie się.

A dla mnie z kolei, rozmienieniem się na drobne byłoby właśnie podążanie za trendem, podążanie za popularnością niepodpartą jakimś pomysłem. Jeżeli chcielibyśmy dalej np. cisnąć Wielkie Konflikty, tylko dlatego, że ludziom się podobają. Gdybyśmy mieli pomysły na 30, 40, 50 Wielkich Konfliktów, jasne, spoko, pewnie, róbmy. Ale w momencie, kiedy myśmy się zorientowali, że ta seria zaczęła nam trochę służyć czemuś innemu, że trochę zaczęła poszerzać uniwersum, zaczęła trochę bardziej opowiadać historię Rafała i Sławka, że tak naprawdę mamy jakąś inną historię do opowiedzenia, że nie mamy pomysłów na. 30, 40, 50 Konfliktów, które utrzymałyby ten sam wysoki poziom, no to przestaliśmy je cisnąć. 

Ustanowiliśmy sobie między sobą, że po prostu będzie 29 odcinków i koniec. Dlatego przed nami tylko jeszcze jeden, ostatni Wielki Konflikt i tyle. A gdybyśmy chcieli podążać za tym, co najbardziej żre na kanale i jest popularne, no to robilibyśmy Wielkie Konflikty. Co dwa tygodnie regularnie wypuszczalibyśmy kolejny Wielki Konflikt. I też oczywiście pytanie, na ile ludziom by się to podobało, od kiedy poczuli przesyt? Nie wiadomo, ale dla mnie to byłoby rozmienienie się na drobne, a dla innych ludzi rozmienieniem się na drobne, była jakaś tam komercyjna współpraca. Wszystkim nie dogodzisz. 

Marek Hucz: I są też oczywiście inni ludzie, dla których rozmienieniem na dobre, będzie to, o czym Ty powiedziałeś przed chwilą, tzn. robienie coraz więcej i byle jakiego contentu, tylko po to, żeby podążać za zasięgami. Ja mam wrażenie, że nasza recepta nie jest jakąś super receptą. Po prostu w pewnym momencie, jak nie czuliśmy, to przestaliśmy robić.

Jan Jurkowski: Tak, my jesteśmy trochę niewolnikami swoich emocji. To wszystko sprowadza się do emocji. Co nas uruchamia, co nam się podoba. Co w nas jakoś ożywia chęć i zapał do zrealizowania jakiegoś pomysłu. Ciężko to zdefiniować. Pojawia się pomysł i mamy tak, zróbmy to. To raczej nie ma szans na wielkie wyświetlenia, no i co z tego. My musimy, to nas jakoś tak wierci i kręci, zżera nas od środka, więc musimy to z siebie wyrzucić, musimy to zrealizować. 

I w drugą stronę – słuchajcie, zróbcie to, bo to się fajnie wyklika – ale jeśli nie uruchamia nas to, to tego nie zrobimy. To nie jest biznesowe podejście, tak można na to spojrzeć,  ale inaczej nie potrafimy. 

Marek Hucz: A druga sprawa jest taka, że ten YouTube, którego my robimy tutaj teraz, w tej formie, która wymaga tak wiele osób i tak dużego zaangażowania i takich nakładów finansowych, no to na dłuższą metę, tego się nie da robić bez faktycznie stałego wpływu dużych pieniędzy itd. 

Z Patronite faktycznie jest tak, że zebraliśmy tam bardzo dużą sumę i prawda jest taka, że większość tej sumy poszła na produkcję. My oczywiście rozwijaliśmy też nasze zaplecze sprzętowe, mamy trochę sprzętu, dzięki czemu jesteśmy teraz bardziej niezależni, mamy swoje biuro, ale to też jest tak, że jesteśmy niezależni do pewnego poziomu. Do takiego poziomu, powiedzmy, który obecnie serwowaliśmy na YouTubie. I to jeżeli chodzi o sprzęt techniczny. Bo jeżeli chodzi o bardziej złożone zdjęcia, to faktycznie potrzebujemy zawsze więcej – to są ludzie, to są lokacje i wszystkie te inne rzeczy. 

Uważam, że recepty nie mamy. Robimy eksperymenty tak naprawdę. Cała seria z Archiwum N jest paradoksalnie takim właśnie formatem, poza tym, że ten pomysł chodził za nami już długo i to, co teraz mamy jest jakąś ewolucją tego pomysłu. To właśnie to jest format, który da się zrobić: tyle odcinków w tyle i tyle dni, kosztuje to tyle i tyle, nie będzie to więcej kosztowało. Można na bazie tego stwierdzić, ile tego możemy zrobić, ile osób to obejrzy itd. A cała reszta to jest tak, jak Janek mówił. Dla nas każdy odcinek, każdy Wielki Konflikt, każdy kolejny Wielki Konflikt miał ciut wyżej podniesioną poprzeczkę. I to albo chodziło o rodzaj opowiedzenia historii, albo o jakość itd. 

Więc my wtedy ucząc się ciągle robić filmy, nie mieliśmy czegoś takiego: stop, Wielkie Konflikty są super, ale mogą kosztować maksymalnie tyle i kropka. Albo mogą trwać maksymalnie tyle i kropka. Wiesz, nie mieliśmy takich zasad pt. Wielki Konflikt to krótki skecz, który trwa od 5 do 7 minut, są w nim takie i takie postacie i nie powinno być np. poszerzania uniwersum. Albo nie powinno być czegoś tam. Nie, każdy odcinek był czymś wyżej, my podnosiliśmy sobie tę poprzeczkę. 

Równolegle, co też odkryliśmy ostatnio w rozmowie z Karolem, naszym operatorem, że my podnosiliśmy tę poprzeczkę, zwiększaliśmy koszty i wszystko, ale nie zatrudnialiśmy dodatkowych ludzi. My sobie narzucaliśmy coraz więcej rzeczy, które musimy ogarnąć. To było mega głupie biznesowo i też  jeśli chodzi o BHP. 

Więc tego nie róbcie, bo to jest durne. Łatwo się zarżnąć. Etapy wypalenia i przepracowania, które mieliśmy po drodze, nas bardzo mocno dowaliły. My też robimy teraz wszystko, żeby nie dopuścić do tej sytuacji, bo wcześniej wzięliśmy za dużo na siebie, a tak jak Janek mówił, emocjonalnie podchodzimy do wszystkiego, więc to też nie jest dobra recepta.

Jak pielęgnujecie relacje i lojalność wśród fanów?

Marcin Cichocki: Jak pielęgnujecie tę lojalność wobec swoich odbiorców, wobec swoich fanów? Jak dbacie o te relacje z nimi? Czy sprowadza się to do takiej konkretnej, umiejętnej komunikacji z nimi, czy dostarczania im contentu, który według Was im się spodoba? Jak o tym myślicie?

Marek Hucz: My mamy taką najbardziej transparentną, szczerą i otwartą komunikację mamy z patronami, bo mamy z nimi grupę, gdzie oni są dostępni, gdzie my im o wszystkim mówimy. I mówimy wcześniej o rzeczach, o pomysłach, o tym, co się udaje, co się nie udaje, więc tu jesteśmy bezpośrednio do nich otwarci i tak dalej. 

Jeżeli chodzi o komunikację globalną, to tu jest troszkę sytuacja inna, to znaczy mam wrażenie, że przez to, że mieliśmy takie przerwy w tych odcinkach i w publikacjach, jesteśmy mniej w ogóle aktywni, w takim  komunikowaniu kierunków i w ogóle. W sensie mamy główny kierunek wyznaczony, o tym mówimy i robimy te rzeczy i kropka.

Więc ja bym powiedział tak, że tutaj tę otwartość mamy taką bardzo mocną z patronami i, że tak powiem, bardzo tam dbamy o to wszystko. Jeżeli chodzi o otwartość względem widzów, ogólnie robimy tego mniej, bo my się też przekonaliśmy, że kilka razy zrobiliśmy tak, że byliśmy emocjonalnie podjarani: tak zrobimy to i będzie to na wtedy, i w ogóle i ogłosiliśmy to.   potem okazało się, że coś nie doszacowaliśmy, że coś nie idzie tak, jak miało iść, idzie w zupełnie innym tempie i się nagle okazywało, że o Boże. Póki co mamy jeden kierunek, o którym mówimy, ale nie komunikujemy już na lewo i prawo mniejszych zmian kursu. Chyba tak mogę odpowiedzieć, czy to jest zła odpowiedź? Mam wrażenie, że ona jest dosyć szczera i otwarta. 

Jan Jurkowski: No tak, tak powiedziałeś, jakbym zrobił jakąś minę. 

Marek Hucz: Nie, nie, nie, bo tak spojrzałem na Ciebie, bo się zastanawiałem, czy to dobrze ująłem, bo nie chcę też, żeby wybrzmiało z tego, że olewamy głównych widzów, a skupiamy się tylko na patronach, bo tak nie jest. To jest trochę w odniesieniu do tego, co mówiłeś wcześniej w rozmienianiu się na drobne. Jeżeli my wiemy, że nie publikujemy i nie mamy teraz odcinków, to nie będziemy co dwa miesiące wrzucać info: hej, wiecie co, nie ma teraz odcinków, bo to i to, ale będą za tyle i tyle. I potem po 4 miesiącach: hej, nie było odcinków, ale nie będzie ich dalej.

Więc po prostu mamy coś takiego – jest jeden kierunek. my działamy, komunikujemy w takich spotkaniach jak teraz. W wywiadach mówimy, jak to wygląda. 

Jak organizujecie content plan?

Marcin Cichocki: To, jak organizujecie własny content plan? Ile do przodu planujecie i czy zawsze wszystko wychodzi zgodnie z planem i dlaczego nie?

Jan Jurkowski:  Teraz to tak, wszystko już jest. To pytanie dobre byłoby 3,4 lata temu, kiedy byliśmy faktycznie w takim cugu produkcyjnym. Teraz rzeczywiście jesteśmy głównie od kilku miesięcy już w takim trybie pisania i przechodzenia na ten następny etap, więc ja już szczerze mówiąc, trochę nie pamiętam, jak to było. 

Marek Hucz: Obecnie jest tak, że mamy faktycznie zaplanowane kolejne odcinki Z archiwum N, bo one są już napisane, są proste realizacyjnie. Mamy odłożony budżet na ostatni Wielki Konflikt, który będzie ostatnim filmem na kanale. Mieliśmy go kręcić w październiku już i mieć to tak naprawdę nakręcone i pewnie on by na początku przyszłego roku się gdzieś już może jakoś pojawił, może trochę później, ale niestety sytuacja zdrowotna naszego operatora troszkę nam to przesunęła.

Zostawiliśmy to na wiosnę, bo nie chcemy tego robić z nikim innym, bo z Karolem pracuje nam się dobrze tak jak z nikim innym. I mamy już jakiś własny taki styl pracy i w ogóle to jest bardzo skomplikowany odcinek i też nie moglibyśmy się rzucić na jakiegoś innego operatora z czymś tak dużym. Tak że wygląda to tak. 

A jeżeli chodzi o content plan, to teraz to się zmieniło, ponieważ właśnie w tym roku pracowaliśmy nad dwoma serialami, pracujemy nad tym pełnym metrażem. Pracujemy nad słuchowiskami. Więc my mamy taki content plan. To znaczy, wiemy, że mamy kilka rzeczy, które musimy zrobić, doprowadzić do jakiegoś etapu, żeby móc potem iść z nimi dalej.

Więc tego typu planowanie jest jak najbardziej obecne i spotykamy się, pracujemy w biurze, robimy sobie zadania domowe itd. Tak to wygląda. Staramy się planować kroki na miesiąc, dwa do przodu. Może nie kroki, tylko kroki mamy zaplanowane na lata, ale takie punkty do odhaczenia mamy na miesiąc, dwa do przodu, żeby po prostu robić takie checklisty.

Marcin Cichocki: No to i tak nieźle. Czyli planujecie do przodu tak średniookresowo?

Marek Hucz: W takim kontekście tak. 

Marcin Cichoci: To takie pytanie na koniec. Jak tworzyć content, który zamienia oglądaczy w lojalnych fanów? Jaki jest przepis na dobry content według grupy filmowej Darwin?

Marek Hucz: O Boże, możemy powiedzieć tylko i wyłącznie content od serca. To znaczy coś, co jest dla twórcy ważne. Z naszej perspektywy tylko tak możemy mówić. My robimy tak, że robimy rzeczy, które nam w duszy grają. Przykładamy się do nich, żeby wyszły jak najlepiej i kropka.

Jan Jurkowski: Może gdzieś, ale to nie było planowane, to nie była strategia. Może gdzieś fakt, że rzeczywiście stworzyliśmy swego rodzaju jakiś taki serial  tymi wszystkimi odcinkami. To jest takie Darwin YouTube Universe. 

Mamy uniwersum, mamy tych bohaterów, mamy serie, mamy fabuły, mamy wątki, zmienioną chronologię, więc widzowie też w jakiś sposób się mogą załapać na jakąś postać i potem ta postać się pojawia w jakimś innym miejscu. No, trochę tak jak ten Marvel nieszczęsny teraz kinowy. W jakiś sposób stworzyliśmy taką sieć powiązań między tymi filmami. Może to też jakoś tak troszeczkę przyciąga widzów i nie pozwala im odejść.

Marek Hucz: To jest trudne budować postaci, z którymi widzowie się utożsamiają, w które mogą się zaangażować emocjonalnie. Opowiadać dobre historie, to jest tego bardzo dużo. My ciągle szukamy tej formuły. 

Jan Jurkowski: My braliśmy też na warsztat często takie właśnie rzeczy, do których każdy ma jakiś stosunek, jakieś skojarzenie. Wie coś na ten temat. Dlatego, się ludzie czepiali może o te różne biblijne rzeczy, ale szczerze mówiąc, zawsze to było, po prostu to wiemy wszyscy. Wszyscy wiemy, jaka jest oficjalna wersja, no to spróbujmy opowiedzieć jakąś inną alternatywną wersję tego, jak przebiegło spotkanie Mojżesza z Bogiem albo Adama: Adam – Wąż jakieś fikcyjne spotkanie, bo każdy ma jakieś swoje tam wyobrażenie, jakąś wiedzę na ten temat. Słowacki, Mickiewicz no tak, no nie lubili się. No to zobaczmy, jak oni się tutaj niby kłócili między sobą. Edison, Tesla też się nie lubili. 

Marek Hucz: Konflikt w naszym przypadku konflikt.

Jan Jurkowski: Konflikt, ale dotyczący czegoś, co każdy gdzieś tam ma z tyłu głowy.

Marek Hucz: Czyli po prostu zaangażowanie widza i kropka. 

Marcin Cichocki: Powiedzieliście bardzo dużo takich praktycznych rzeczy, które na pewno się przydadzą Storytellerom, którzy produkują mniej ambitne produkcje, jakieś reklamy czy właśnie działają w marketingu. Myślę, że potwierdziliście tę teorię, która się najczęściej właśnie sprawdza, czyli właśnie ten konflikt, bohater, który angażuje, ktoś, z kim można się utożsamić itd. Dobrze wiedzieć, że praktycy potwierdzają, że tak faktycznie to działa, a nie są to jakieś wymysły panów profesorów. 

Dobra to w takim razie kończę Was męczyć. Bardzo Wam dziękuję za udział w Treściwym Podcaście. Moimi gośćmi był Marek Hucz, Janek Jurkowski z Grupy Filmowej Darwin. No i co Panowie? Mam nadzieję, że jednak nie zrezygnujcie całkiem z tego YouTuba, bo nie będę miał co oglądać. 

Marek Hucz: Na pewno nie zrezygnujemy z tworzenia treści. Na pewno chcemy opowiadać historie. Na pewno chcemy dalej robić, dalej serwować ludziom fajne przygody i angażujących bohaterów i nie tylko. Nie przestaniemy tutaj w tej kwestii, tak że co będzie dalej, zobaczymy. 

Marcin Cichocki:  Bardzo Wam dziękuję. Do usłyszenia. 

GF Darwin: Dzięki. Bardzo dziękujemy. 

Marcin Cichocki: Cześć!

Wywiady